poniedziałek, 18 lipca 2011

Praca za granicą, ale jaka?

Bardzo wiele osób spośród moich znajomych wyjechało za granicę. Reprezentują różne zawody, grupy wiekowe i są w różnych krajach. Porównanie ich losów jest bardzo pouczające.


Prawie wszyscy wyjeżdżali na tak zwany żywioł. Na przykład, ktoś z ich znajomych przekazał informację, że znalazł pracę, il...
Bardzo wiele osób spośród moich znajomych wyjechało za granicę. Reprezentują różne zawody, grupy wiekowe i są w różnych krajach. Porównanie ich losów jest bardzo pouczające.

Prawie wszyscy wyjeżdżali na tak zwany żywioł. Na przykład, ktoś z ich znajomych przekazał informację, że znalazł pracę, ile może zarobić i żeby przyjeżdżać. To już wystarczało często do rzucenia wszystkiego, zebrania dostępnych pieniędzy lub pożyczenia i wyjazd. Bez znajomości języka, przepisów, realiów życia. Dobrze, jeśli znajomy podał prawdziwe informacje, jakaś praca rzeczywiście czekała i był dostępny kąt do spania.

Często było również tak, że skrzykiwało się kilka osób i wyjeżdżali na zasadzie, że jeśli innym się udało, to im też musi. Praktycznie bez znajomości warunków w kraju, do którego się przenosili i z kiepską lub prawie żadną znajomością języka.

Tym, którzy tak postąpili, różnie się ułożyło. Niewielka część musiała wrócić ze znikomym zarobkiem, a nawet w czterech przypadkach z długami. Najlepiej powodzi się tym, którzy choć trochę znali język i są dobrzy w tym, co robią. Ale poza jednym wyjątkiem, wszyscy wpadli w pułapkę sytuacji. Typowy wyścig szczurów. Mają najniższe lub prawie najniższe stawki, nie mają czasu na rozwój, naukę języka, poznawanie możliwości, jakie stoją przed nimi otworem. Mieszkają w fatalnych warunkach, ciułają grosz do grosza, a przebywając w zamkniętym polskojęzycznym otoczeniu, nie uczą się języka nawet biernie. Ale mają możliwość odłożenia pieniędzy i pewność pracy, co prawda kiepskiej, ale i tak kilka razy wyżej płatnej niż w Polsce. Trzymają się przez to kurczowo tego, co osiągnęli, nie próbując szukać nowych możliwości.

Przytoczę tu przykład pracowników budowlanych w Anglii. Nie mając karty CSCS i będąc zwykłymi pracownikami najemnymi, nieznającymi języka i przepisów, zarabiają minimalne stawki. Są wynagradzani tak jak praktykanci, niezależnie od ich kwalifikacji. A wystarczyłoby kilka dokumentów, znajomość języka i przepisów, aby to zmienić. W budownictwie nawet brak języka nie jest w tym przeszkodą. Wystarczy, że jeden z brygady potrafi się porozumieć i zna wymagania. A niektóre dokumenty od niedawna można wyrobić sobie już w Polsce.

Jeszcze więcej można zarobić jako firma, a nie jako pracownik najemny. Podam tu dwa bardzo pouczające przykłady.

Dwaj moi koledzy, niezależnie od siebie, wyjechali około roku temu do Holandii. Obaj w średnim wieku, ze średnim wykształceniem, bez znajomości holenderskiego i z bardzo słabym angielskim.

Holandia otworzyła możliwość pracy dla Polaków dopiero niedawno. Jeden z nich mając to na uwadze, zarejestrował w Polsce wszechstronną firmę usługową. Załatwił sobie NIP europejski. Przetłumaczył dokumenty na język angielski. Wielkim ułatwieniem w pierwszych dniach jego pobytu w Holandii, był znajomy ze sportu, którego gościł kiedyś w Polsce. Z tego powodu znajomy znał trochę język polski i chciał się dogadywać. Pomógł mu w rozmowach z dużymi firmami i gościł u siebie w początkowym okresie. Dzięki temu, kolega mógł już po tygodniu podpisać kontrakt z firmą remontującą fabryczne dachy, jako polski podwykonawca. W końcu był przecież firmą, z ważnym NIP UE. Jako firma dostał stawkę 32euro brutto za godzinę pracy pracownika, czyli jego. Właściciel firmy nie jest ograniczony czasem pracy i innymi przepisami, które dotyczą pracowników. Mógł, dzięki temu, pracować zawsze, kiedy chciał i pogoda na to pozwalała. A chciał dużo.

Przebywając w otoczeniu tylko Holendrów, nauczył się biernie języka, który szlifował jeszcze dodatkowo na kursach weekendowych. Ostatnio zarejestrował firmę w Holandii, zlikwidował polską i zmienił ordynację podatkową. Stać go na zatrudnienie biura do prowadzenia jego księgowości. Do tej pory jako firma polska, wykonująca usługę za granicą, rozliczał się w Polsce. Jest wiarygodnym partnerem dla firm holenderskich, dzięki świetnej opinii. Ale nadal współpracuje z pierwszą. Dużo zarabia i ma sporą zdolność kredytową. Kupił ostatnio duży dom do remontu, na kredyt oczywiście. Po wyremontowaniu, część zamierza sprzedać, co zwróci mu koszty. Resztę zostawia dla siebie i dla pracowników.

Myślicie, że to wszystko o nim? Aby zmniejszyć koszt remontu, a była to straszna ruina, dogadał się ze znanymi jeszcze z Polski Ukraińcami, założył dla nich firmę w Holandii i zapewnił mieszkanie, w zamian za pomoc przy remoncie. Ponieważ znał ich z pracy w Polsce, mógł spokojnie polecić ich usługi znajomym firmom, dzięki czemu dostali intratny kontrakt. Obie strony są bardzo zadowolone. Kolega nic nie zapłacił za robociznę przy remoncie, a Ukraińcy mają gdzie mieszkać, mają wsparcie językowe, są właścicielami holenderskiej firmy, zarabiają bardzo dobrze i cała Europa stoi przed nimi otworem. Polacy, których zna kolega, nie byli zainteresowani.

Drugi z kolegów wyjechał w tym samym czasie. Ponieważ zna kilku Polaków, którzy są tam od dawna, nie miał problemów z mieszkaniem. Zatrzymał się u nich. Znajomi skontaktowali go z firmą, która załatwiła mu zezwolenie, pracę i koszarowe mieszkanie z innymi Polakami. Kolega zarabia 7 euro na godzinę. Z tego musi zapłacić mieszkanie, dojazdy do pracy i utrzymać się, oraz zapłacić podatki, które przy tych zarobkach nie są duże. Możliwości pracy w nadgodzinach ma ograniczone. Odłożył niewiele. Przebywając i pracując z rodakami, praktycznie nie zna holenderskiego, ani żadnych przepisów. Z warunków umowy między Polską i Holandią, o unikaniu podwójnego opodatkowania wynika, że powinien dopłacić sporą kwotę fiskusowi w Polsce. Sporo wyższą, niż odłożył. Mimo, że sytuacja, w jakiej się znalazł nie podoba mu się, boi się wrócić do Polski, bo po prostu go na to nie stać. Zaklęty krąg.

Tak niewiele trzeba zrobić, aby poprawić swój los i wyrwać się z wyścigu szczurów. Ale najpierw trzeba pomyśleć, przygotować się, a potem to wykonać.

Zwykły pracownik, bez znajomości języka i przepisów, bez przygotowanej organizacji pobytu, zarabia minimalne stawki i jest wykorzystywany na wszelkie możliwe sposoby. Smutne jest to, że najczęściej Polacy, którym się powiodło i potrafią działać skutecznie w danym kraju, są tymi, którzy często najbardziej wykorzystują swoich rodaków. Jesteśmy chyba jedynym narodem, którego przedstawiciele nie wspierają się wzajemnie.

Przy znajomości języka, przepisów, możliwości i znajomościach jest już dużo lepiej. Można wtedy być samozatrudnionym.

Jeszcze lepiej założyć firmę usługową, ale do tego trzeba być dużo lepiej przygotowanym i mieć z góry zapewnioną pracę. W tym przypadku nadal jednak jesteśmy usługodawcami.

Wyższym stopniem jest bycie jednocześnie usługodawcą i usługobiorcą.

A jeszcze lepiej…

Ale o tym w innym artykule.

Przedstawiłem powyżej tylko drobną cząstkę informacji. Takie możliwości kryją się praktycznie wszędzie.

Artykuł ten ma za zadanie zmusić do zastanowienia się przed podjęciem decyzji, często rzutującej na całe życie. Skierowany jest przede wszystkim do ludzi przedsiębiorczych, wytrwałych i zdecydowanych. Jest to wstęp do próby stworzenia niesformalizowanej, zdecentralizowanej, otwartej struktury sieciowej, opartej na współpracy, zaangażowaniu i myśleniu.
W tym celu powstaje strona internetowa i następne artykuły czekają na publikację.

Autorem artykułu jest Piotr Waydel


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Studencka walka z wiatrakami

Wyjazd na studia za granicą do Holandii to jak wycieczka na słynną już Pandorę Camerona. Państwo znane z największej tolerancji na świecie, traktowane jest nadal jako coś „innego"


Wyjazd na studia za granicą do Holandii to jak wycieczka na słynną już Pandorę Camerona. Państwo znane z największej tolerancji na świecie, traktowane jest nadal jako coś „innego".
Kraina serów, wiatraków, rowerów oraz tulipanów zaprasza na studia za granicą. Po tym, jak wielkim numerem jeden dla Polaków stała się Dania, przyszła pora na zachód.
Holandia słynie z miasteczek studenckich, wśród nich najbardziej zroweryzowane miasto Europy - Groningen. Ponoć po tygodniu spędzonym w tym miejscu każdy marzy o centrum zamkniętym dla samochodów w swoim rodzinnym mieście.
Takich miasteczek, wyjątkowych, dziwnych, oryginalnych w Holandii nie brakuje. Nie brak również ludzi, studentów, różnych charakterów, kultur i obyczajów.
Zastanawiająca polska mentalność: jakby zapytać młodego człowieka, przed którym stoi wybór uczelni w Polsce lub za granicą o chęć studiowania w obcym kraju, ponad połowa przypadków odpowie twierdząco, wskazując jako idealne miejsce Wielką Brytanię, bo mówią tam po angielsku. Chyba nie tylko oni.
„Ze względu na terminy składania, przyjmowania aplikacji przez uczelnie - ogromnym zainteresowaniem przed maturą cieszy się Dania, po maturze - Holandia. Dlaczego te akurat kraje? To zasługa ogromnych możliwości, jakie stwarzają młodemu człowiekowi" - mówi Tomek z Programu eduABROAD, biura prowadzącego serwis edukacyjny: www.studiazagranica.pl
Warto wiedzieć o tym, że Holandia to kolejny kraj, który za język wykładowy w większości kierunków przyjmuje angielski (90% Holendrów zna angielski). Niestety dobra znajomość tego języka musi być najczęściej potwierdzona certyfikatem językowym, chociaż część uczelni przyjmuje nowych studentów na podstawie egzaminu maturalnego.
Kolejna bariera to czesne, które bez względu na pochodzenie trzeba będzie opłacić - za rok nauki zapłacimy około 1700 euro. Pocieszający jest fakt, że na studiujących i pracujących po zajęciach na uczelni (zaledwie kilka godzin tygodniowo) czeka stypendium, które do naszego wynagrodzenia dołoży nawet 300-400 euro miesięcznie.
„Jong geleerd, oud gedaan" - „Czego się człowiek za młodu nauczy, to na starość znajdzie" spokojne, dostatnie życie po studiach w Holandii lub w innym kraju.

Autorem artykułu jest eduABROAD
Program eduABROAD

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 13 lipca 2011

Jak rozliczyć dochody z Holandii ?

Dochody z Holandii powinny zostać rozliczone w Polsce przez osoby pracujące w Niderlandach. W jaki sposób tego należy dokonać? Czy można skorzystać z Ulgi Abolicyjnej? A co z opodatkowaniem odsetek na rachunku bankowym w Holandii? Tego, i innych ważnych rzeczy o rozliczaniu dochodów holenderskich w Polsce, dowiesz się z tego artykułu.

Jednym z krajów, w których zamieszkuje największa liczba emigrantów z polski, jest Holandia. Dochody z pracy w tym kraju powinny być rozliczone w Polsce, a zatem problem opodatkowania tego rodzaju dochodów holenderskich jest wciąż aktualny wśród niderlandzkiej grupy polonijnej. Uwagi poniższe są, i będą aktualne, aż do momentu zmiany umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania zawartej przez Polskę z Holandią, a w szczególności zmiany metody unikania podwójnego opodatkowania na korzystniejszą, a więc na metodę wyłączenia zagranicznych dochodów z opodatkowania w Polsce z zachowaniem progresji (tzw. metoda wyłączenia z progresją). Pomimo tego, że metoda obecnie obowiązująca (metoda zaliczenia proporcjonalnego) jest mniej korzystna, to dzięki uldze abolicyjnej istnieje jednak możliwość wyłączenia dochodów holenderskich z podatku w Polsce.

Dalej przeczytacie:
· Dlaczego od dochodów holenderskich należy rozliczyć się w Polsce
· Kto się powinien rozliczyć
· Jak należy się rozliczyć przy zastosowaniu metody zaliczenia proporcjonalnego
· Czy można skorzystać z ulg i odliczeń przewidzianych w prawie polskim
· Jak skorzystać z ulgi abolicyjnej
· Do jakiego urzędu skarbowego należy przesłać deklarację
· Jak opodatkować zwrot podatku od zagranicznego fiskusa
· Czy należy opodatkować odsetki powstałe na rachunku bankowym

1. Kto rozlicza dochody holenderskie w Polsce?

Obowiązek rozliczenia tych dochodów spoczywa na osobach, które w roku podatkowym posiadały polską rezydencję podatkową . Kto zatem był takim rezydentem? Mamy tutaj dwa kryteria, z których spełnienie przynajmniej jednego skutkuje polską rezydencją podatkową, a więc koniecznością rozliczenia się w Polsce (art. 3 ustawy o PIT)

Pierwsze kryterium to liczba dni - 183 dni w roku podatkowym. Niekoniecznie muszą być spędzone w Polsce łącznie - liczy się suma tych dni w całym (polskim) roku podatkowym.

Drugie kryterium, to posiadanie w Polsce tzw. ośrodka interesów życiowych, na który składa się centrum interesów osobistych (rodzina, przyjaciele, pasja, życie kulturalne, itp.) oraz centrum interesów gospodarczych (zatrudnienie, firma, działalność gospodarcza).

Spełnienie choćby jednego z tych kryteriów powoduje, że jesteśmy rezydentami polskimi. Oczywiście nie oznacza to, że automatycznie przestajemy być rezydentami holenderskimi... Możemy mieć bowiem podwójną rezydencję podatkową, ale opodatkowani od wszystkich swoich dochodów możemy być tylko w jednym kraju.

Co więc w przypadku podwójnej rezydencji? Gdzie się rozliczamy - w PL, czy w NL? Zobaczmy w umowie o unikaniu podwójnego opodatkowania art. 4 ust 2. Wyraźnie mówi on, że jeżeli osoba ma dwa miejsca zamieszkania dla celów podatkowych, to uważa się, że ma ona miejsce zamieszkania w tym kraju, w którym posiada stałe miejsce zamieszkania, a jeżeli nie można ustalić, gdzie posiada ona stałe miejsce zamieszkania, to pod uwagę bierze się to państwo, z którym ma ona ściślejsze powiązania osobiste i gospodarcze (ośrodek interesów życiowych). A więc widzimy, że powracamy do punktu wyjścia: dochody opodatkowane są w całości w tym Państwie, w którym podatnik posiada ośrodek interesów życiowych. Nawet, jeżeli za granicą przebywa więcej niż 183 dni w roku, to jeśli jego rodzina (centrum osobiste) stale zamieszkuje w kraju, to wciąż ma on obowiązek rozliczenia się w Polsce od całości swoich dochodów.

A zatem osoba uzyskująca dochody w NL, jeżeli jest polskim rezydentem podatkowym, albo podwójnym rezydentem ale zobowiązanym do rozliczenia w PL na mocy umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, powinna złożyć deklarację PIT-36 (oraz PIT-ZG) w Polsce i rozliczyć na niej dochody uzyskane w Holandii.

2. Jak się rozliczamy

Dochody holenderskie rozliczamy stosując metodę unikania podwójnego opodatkowania, zwaną metodą zaliczenia.W dużym skrócie polega ona na tym, że od podatku obliczonego wg polskich przepisów do ogólnej sumy dochodów, odejmujemy podatek zapłacony w Holandii. Ta metoda unikania podwójnego opodatkowania występuje w umowie PL-NL w wariancie "proporcjonalnym" (art. 23 ust. 5) Oznacza to więc, że od obliczonego podatku odjąć możemy podatek zapłacony za granicą do wysokości proporcji, w jakiej pozostaje dochód zagraniczny do ogólnej sumy dochodów.

3. Czy stosujemy ulgi i odliczenia? Ulga Abolicyjna


Tak! Przy rozliczaniu zagranicznych dochodów przysługują nam wszystkie ulgi, które przewiduje prawo polskie. A jakie są najważniejsze?

Przede wszystkim tzw. Ulga Abolicyjna (art. 27g ustawy o PIT), która pozwala na to, by całkowicie (w pewnych okolicznościach) zwolnić podatnika z polskiego podatku od holenderskich dochodów. Ulga ta została prowadzona, aby zrównać obciążenie podatkowe osób rozliczających się metodą zaliczenia, do osób korzystających z metody wyłączenia zagranicznych dochodów z opodatkowania w Polsce, z zachowaniem progresji. Wynikiem skorzystania z tej ulgi będzie więc objęcie podatnika takim samym zakresem opodatkowania (no, prawie takim samym - o czym niżej), jak gdyby "podlegał on" metodzie wyłączenia.

Co jest tutaj szczególnie ważne. Otóż - wbrew tu i tam pokutującej opinii - ulga abolicyjna nie ma celu całkowitego zwolnienia z obowiązku zapłaty podatku w Polsce od dochodów zagranicznych. Jej celem jest wyłącznie zrównanie pozycji podatkowej dwóch grup podatników (rozliczających się metodą zaliczenia i wyłączenia), i pośrednio umożliwienie osobom rozliczającym się metodą zaliczenia proporcjonalnego skorzystania z korzystniejszej metody unikania podwójnego opodatkowania - a więc metody wyłączenia. Samo zaś zastosowanie metody wyłączenia nie zawsze powoduje brak zobowiązania podatkowego w Polsce. Dlaczego? Ponieważ metoda wyłączenia co prawda wyłącza dochód zagraniczny z opodatkowania w Polsce, ale jednocześnie wpływa na wysokość podatku od polskich dochodów. Dzieje się tak TYLKO wtedy, kiedy podatnik uzyskiwał dochody zarówno za granicą, jak i w Polsce. Jeżeli stosuje on metodę wyłączenia, to jego dochody zagraniczne są zwolnione z podatku w Polsce, ale jednocześnie mają wpływ na ustalenie wyższej polskiej stawki podatkowej, która jest następnie stosowana do polskich dochodów.

W ten sposób metoda wyłączenia wpływa na zwiększenie podatku od polskich dochodów, i tak samo będzie z podatnikiem, który skorzysta z ulgi abolicyjnej: jeżeli uzyskiwał on dochody tylko za granicą, to wówczas faktycznie jego dochody będą zwolnione z podatku w Polsce, jeżeli zaś miał on dochody również w Polsce, to wówczas zapłaci on zwiększony podatek od polskich dochodów pomimo tego, że dochody zagraniczne będą z podatku w Polsce wyłączone. Więcej o uldze abolicyjnej czytelnik znajdzie tutaj >>

Jakie jeszcze są ulgi, które można uwzględnić? Przede wszystkim możemy odliczyć składki na holenderski ZUS i NFZ (art. 26 ust. 1 pkt 2a, oraz art. 27b ust. 1 pkt 2 ustawy o PIT) pod warunkiem, że składki te nie zostały już zaliczone do kosztów uzyskania przychodów, albo odliczone w Holandii.

I tak dalej... ulgi budowlane, rehabilitacyjne, internetowe, prorodzinne (także, jeżeli dzieci powyżej 18 roku życia - ale nie dłużej niż do roku 25-go - uczyły się za granicą), a więc wszystkie ulgi, jakie przysługują w polskim prawie podatkowym.

4. Do jakiego urzędu kierujemy deklarację podatkową?

Do tego urzędu, który jest dla nas właściwy ze względu na nasze miejsce zamieszkania dla celów podatkowych. A zatem będzie to nasz urząd, w którym do tej pory się rozliczaliśmy. Jeżeli podatnik zmienił miejsce rezydencji podatkowej na holenderską, to wówczas urzędem właściwym jest urząd dla nierezydentów. W tym jednakże przypadku uwagi zawarte w niniejszym artykule nie miałyby zastosowania, gdyż odnoszą się one wyłącznie do osób będących polskimi rezydentami podatkowymi.

5. Zwrot podatku z zagranicy - opodatkowanie w Polsce


Najwięcej wątpliwości budzi kwestia opodatkowania w Polsce zwróconego z Holandii podatku. Wiele osób nie ma świadomości tego obowiązku, a inne po prostu nie chcą go oddać polskiemu fiskusowi, ukrywając ten fakt. Nie dziwi to, skoro podatek najpierw zapłacony za granicą, a potem oddany podatnikowi, powinien być traktowany, jako jego własność, podobnie jak zwrot podatku z tytułu posiadanej ulgi podatkowej.

Tutaj jednak mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. W ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych (45 ust. 3a) mamy wyraźny zapis, że jeżeli podatnik otrzymał z zagranicy zwrócony mu podatek, powinien go doliczyć do polskiego podatku w zeznaniu za rok podatkowy, za który się aktualnie rozlicza. Ważne jest jednak to, że nie chodzi tu o cały zwrócony podatek, ale o tą jego część, która uprzednio pomniejszyła polski podatek, kiedy podatnik rozliczał się z zagranicznych dochodów. Inaczej mówiąc, jeżeli dana osoba rozliczała się z dochodów holenderskich za rok 2007 w Polsce, to korzystając z metody zaliczenia proporcjonalnego mogła ona obniżyć podatek do zapłaty w Polsce o podatek zapłacony za granicą (o czym mówiliśmy już powyżej). Podatek holenderski obniżył więc podatek polski (albo go całkowicie skonsumował tak, że w Polsce nie zobowiązanie podatkowe nie powstało). I teraz, w momencie zwrotu podatku z zagranicy, podatnik powinien oddać fiskusowi polskiemu właśnie tą część, która wcześniej pomniejszyła podatek polski. W ten sposób dochodzi do stanu pierwotnego, tak jakby podatek nigdy nie został zapłacony za granicą (albo przynajmniej jego część), natomiast w Polsce - nie doszło do obniżenia podatku polskiego o podatek zagraniczny (szczegółowo piszę o opodatkowaniu zwrotu zagranicznego podatku tutaj >>).

Konieczność zwrotu podatku polskiemu fiskusowi dotyczy osób pracujących w Holandii, a także w pozostałych państwach, z dochodów których należy się w Polsce rozliczać metodą zaliczenia. Niestety tego obowiązku nie zmienia ulga abolicyjna, a więc ulga, dzięki której faktycznie można opodatkować w Polsce swój holenderski dochód metodą wyłączenia.

Szukając sposobu odzyskania podatku z Holandii można posłużyć się jedną z firm, zajmujących się profesjonalnie tego typu działalnością. Wykaz tych firm oraz zestawienie prowizji przez nie pobieranych można pobrać stąd >>

6. Odsetki na rachunkach i lokatach - opodatkowanie w Polsce


Problem opodatkowania odsetek powstałych na rachunkach bankowych oraz na lokatach za granicą jest również mało znany i być może budzi więcej kontrowersji niż temat obowiązkowego zwrotu zagranicznego podatku polskiemu fiskusowi. Wiąże się to głównie z tym, że w wyniku wejścia w życie abolicji podatkowej mówiono w mediach, że skorzystanie z tej abolicji powoduje umorzenie zaległości podatkowej, i że to rozwiązuje całkowicie problem ukrywanych dochodów zagranicznych. To uspokoiło większość osób, pracujących za granicą, a tymczasem fiskus ściąga należności od wszystkich, którzy nie opodatkowali swoich odsetek (niestety problem ten dotyczy wszystkich osób uzyskujących tego rodzaju zagraniczny dochód bez względu na metodę unikania podwójnego opodatkowania). Podstawą do opodatkowania dochodu z odsetek zagranicznych jest ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych (art. 30a).

Wynika z tego, że osoby uzyskujące w Holandii dochód z odsetek (czy to na rachunku bankowym, czy też na lokacie, albo z innego źródła) powinny go opodatkować w Polsce z uwzględnieniem metody unikania podwójnego opodatkowania, tj. metody zaliczenia. Przypomnę, że polega ona na tym, że od podatku obliczonego według polskiej stawki podatkowej - która wynosi 19% - odejmuje się podatek zapłacony za granicą (albo pobrany za granicą przez płatnika - instytucję finansową), nie więcej jednak, niż do wysokości kwoty podatku obliczonego według polskiej stawki (szczegółowo opisałem ten temat tutaj >>).

Ważne są tu jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze zobowiązanymi do zapłaty podatku od odsetek są wyłącznie polscy rezydenci podatkowi, a po drugie - stawka podatku zapłaconego za granicą powinna wynikać z umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, która wyraźnie reguluje stawkę tego podatku (zazwyczaj niższą) dla nierezydentów (art. 11 umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania z Holandią).

Opodatkowaniu z odsetek nie podlega przedsiębiorca, gdyż tego rodzaju dochód jest u niego opodatkowany jako typowy dochód z działalności gospodarczej.
---
Rafał Chmielewski jest prawnikiem i uznanym specjalistą w zakresie międzynarodowego prawa podatkowego; autorem licznych artykułów i publikacji z tej dziedziny. Jego serwis to: PodwojneOpodatkowanie.pl

Autorem artykułu jest Rafał Chmielewski
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Holandia. Wszyscy mile widziani

Holandia to we współczesnej Europie kraj wyjątkowy. Podobnie jak w Wielkiej Brytanii obowiązuje w nim ustrój monarchistyczny, a obecnie panująca królowa pełni głównie funkcję reprezentacyjną.

Jednak w przeciwieństwie do Brytyjczyków, Holendrzy nie są konserwatystami - tolerują związki homoseksualne, prostytucję, aborcję, eutanazję, a nawet narkotyki.

Nie do zdarcia

Niezwykłą tolerancję Holendrów uzasadniają dzieje ich kraju. W 51 w. p.n.e. tereny Niderlandów zostały włączone do Imperium Rzymskiego, a zatem stały się częścią bardzo wysoko rozwiniętej cywilizacji, podczas gdy ludy Germanów i Słowian wciąż były uważane za barbarzyńskie. Dzięki podbojowi Holandia przez cztery wieki przeżywała oszałamiający rozkwit gospodarczy i kulturalny.

Z biegiem lat panowanie nad krajem obejmowały inne narody - m.in. Hiszpanie, przeciw którym w XVI w. wybuchło powstanie skutkujące rozbiciem kraju na Holandię i Belgię. Niepokoje nawiedzały te regiony jeszcze kilkakrotnie, lecz przejściowe kryzysy nigdy nie doprowadziły Holandii do upadku. Dzięki ważnym koloniom naród szybko odbudował swoją silną pozycję nawet po drugiej wojnie światowej. Niderlandowie znali własne możliwości i umiejętnie z nich korzystali - a potrafiąc szybko podnieść się po każdym upadku, nie mieli powodu do żywienia nienawiści wobec jakiejkolwiek grupy społecznej. Dziś są to ludzie bardzo gościnni, posiadający ujmujący charakter, dzięki któremu turyści chętnie odwiedzają ich kraj.

Tulipany i wiatraki

Holandia to bardzo malownicza kraina - nic dziwnego, że pochodzą z niej najlepsi malarze, tacy jak Van Gogh, Rembrandt i Vermeer. Natchnienie dla artystów stanowią łąki pełne tulipanów oraz urokliwe równiny z wiatrakami dumnie pnącymi się ku niebu. Wrażenie na zwiedzających robi stylowa architektura miast i wiosek, a także wrodzone zamiłowanie Holendrów do piękna. W niemal każdym mieście turyści mogą obserwować występy małych grup teatralnych oraz podziwiać eksponaty znajdujące się w niezliczonych muzeach i galeriach. Łatwy dostęp do sztuki jest bowiem cechą, która odróżnia Holandię od innych krajów świata.

Turyści wybierający się do Holandii obowiązkowo powinni zwiedzić Amsterdam. Miasto tętni historią; na każdej ulicy można znaleźć wspaniałe, doskonale zachowane zabytki. Można tu także legalnie zakupić marihuanę - z czego Holandia słynie w tak dużym stopniu, jak z wiatraków. Inne warte odwiedzenia historyczne miejsca to Wyspy Fryzyjskie, Haga, Rotterdam i Eindhoven. Miłośnicy nowoczesności będą zaś usatysfakcjonowani widokiem imponującej tamy Afsluitdijk. Najlepiej w kraju poczują się jednak… rowerzyści – Holandia jest bowiem rajem dla miłośników dwóch kół, pełnym malowniczych, oddalonych od ruchliwych jezdni tras.

Przewozy do Holandii

Bilety autokarowe do Holandii można zakupić już za 250 zł od osoby. Warto jednak zrobić rezerwację ze sporym wyprzedzeniem, gdyż kraj jest bardzo chętnie odwiedzany przez turystów. Mimo że autokary do Holandii kursują często, wyjeżdżając z każdego większego miasta w Polsce, może się okazać, że miejscówki są wykupione na kilka tygodni wprzód.

Więcej informacji o krainie tulipanów można znaleźć w portalu internetowym polskiej ambasady. Jego adres to www.haga.polemb.net . Przedstawiciele ambasady pomagają turystom, którzy napotkali nieoczekiwane problemy podczas wizyty w kraju. Dane teleadresowe placówki to

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej
Alexanderstraat 25
2514 JM Den Haag
tel. +31 (0)70 7990 100
e-mail: haga.amb.sekretariat@msz.gov.pl


MP

Autorem artykułu jest Mirosław Nikolin
Bilety autobusowe online - Przewozy międzynarodowe, międzymiastowe, transfery na lotniska.
Kup bilet w 10 minut na stronie - www.BiletyAutokarowe.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Holandia.... państwo wolne od narkotyków

Mit krążący powszechnie mówi, że w Holandii narkotyki są legalne a narkomanów jest tam najwięcej... Takie głosy słyszy się zaskakująco często... Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Przyjrzyjmy się jej.

Jak wiemy, polityka wobec niektórych środków psychoaktywnych, w tym również marihuany i jej przetworów od kilkudziesięciu lat kształtowana jest przede wszystkim na poziomie międzynarodowym a dopiero w drugiej kolejności na szczeblu państwowym. Generalnie w większości krajów na świecie przyjęta została zasada prohibicji. Takie podejście jest owocem w prostej linii, fanatycznych działań USA a w tym najbardziej Harrego J. Anslingera. Zdecydowanej większości niepodległych państw na świecie – został można by rzec narzucony – amerykański model walki z narkomanią.

Szacuje się, że marihuaną i jej przetworami regularnie i sporadycznie odurza się do 25% ludności całego globu. Dla europejskiego czytelnika taka statystyka może wydawać się zdecydowanie zawyżona – trzeba mu jednak pamiętać, że w Azji i Afryce – gdzie zgrupowana jest większość ludności ziemi (75%) marihuana i haszysz jest używką kulturową, powszechną i naturalną tak jak alkohol w Europie czy Ameryce. Mimo tego, bez poszanowania tych danych, łamiąc przyrodzone prawo człowieka do wolności kolejne konwencje ONZ wyznaczyły model, w którym zwalczanie narkotyków i zjawiska narkomanii pozostawione jest przede wszystkim organom ścigania i represji karnej.

Tak jest od 1961 roku, kiedy amerykańska prohibicja rozszerzyła się na 60 państw, członków ONZ, które podpisały „Uniform Drug Convention”, przez co zobowiązały się do wycofania konopi z użycia w ciągu najbliższych 25 lat. Wprawdzie ratyfikowanie konwencji było dobrowolne, jednak przedstawiciele USA zaznaczyli, że żaden kraj nie otrzyma pomocy gospodarczej jeśli jej nie podpisze. I tak, odtąd dominujące na Świecie jest podejście prohibicyjne w obszarze zapotrzebowania, używania, obrotu i produkcji na całym niemal świecie wyznaczone przez mniejszość dla większości. Takie podejście w załażeniu miało ograniczyć liczbę tych, którzy narkotyki – w tym marihuanę i jej przetwory używają. Jak wiemy model taki, choć powszechny w większości współczesnych państw nie zdołał jednak zapobiec rozprzestrzenianiu się tego zjawiska. Co gorsze, prohibicja, która miała chronić ludzi przed tzw. pierwotnymi następstwami zażywania narkotyków, będących pochodną ich farmakologicznych właściwości, spowodowała wystąpienie licznych problemów wtórnych.

W sytuacji, kiedy niemal cały świat – choć z kwaśną miną – to jednak przyklasnął polityce prohibicji, pod wpływem dyplomatycznego szantażu USA to jeden niewielki europejski kraj wyróżnił się podejściem prawnym do tego problemu.

Zapoczątkowane bowiem w 1976 roku podejście Holendrów do narkotyków, jako punkt wyjścia przyjęło stanowisko pośrednie wobec problemu narkotyków – pomiędzy całkowita wolnością i całkowitym zakazem. Uznano, jak się portem okazało nie bez racji zresztą, że substancje odurzające jako, że towarzyszą ludziom od pradziejów, zostały już zintegrowane we współczesnych społeczeństwach w tak znaczący sposób, że kontrolowane dopuszczenie tych środków stanowi nie tylko naturalny i oczywisty krok naprzód ale także obowiązek nowoczesnego państwa w trosce o zdrowie i – co najbardziej godne podkreślenia – wolności jego obywateli.

Jednocześnie uznano, że hasło zerowej tolerancji rodem z USA oraz nierealna wizja społeczeństwa wolnego od narkotykówsą są niemożliwe do uzyskania. Takie hasła formułowane w ramach błędnego podejścia są po prostu szkodliwe. Nie znaczy to, że holenderska polityka redukcji szkód indywidualnych i społecznych nie stosuje zakazów i sankcji karnych, których w tej materii nie można przecież zupełnie wyeliminować. Uznaje jednak w odróżnieniu od np. ustawodawstwa polskiego i innych zacofanych w tej marerii krajów, za ważniejsze dla walki z narkomanią angażowanie służb do tego odpowiednio przeznaczonych, a wiec socjalnych i służby zdrowia – nie zaś organów ścigania i represji karnej, która do leczenia się nie nadaje. Takie podejście odwraca całkowicie postrzeganie tego problemu ale... w swojej prostocie jest trudne do zrozumienia dla większości z nas. Aby go zrozumieć należy się mu nieco głębiej przyjrzeć.

Otóż w holenderskim modelu walki z narkomanią represje karne związane z popytem na niektóre środki odurzające zepchnięte zostały na dalszy plan ustępując miejsca znacznie istotniejszym problemom, takim jak zapobieganie przez edukowanie, informowanie i odpowiednio skonstruowaną propagandę antynarkotykową. Porównując holenderski model walki z narkomanią do powszechnie występujących i stosowanych w innych krajach, możemy uznać go za szokujący: powierzchownie bowiem wygląda to tak, że detaliczny handel marihuaną i haszyszem jest w pewnym zakresie dopuszczalny. Jednocześnie należy jednak zaznaczyć i obalić powszechnie panujący mit jakoby Holandia była tym krajem gdzie narkotyki są legalne. Narkotyki w Holandii nie są legalne i twierdzenie inne jest nieprawdą. Prawo międzynarodowe – przede wszystkim tzw. konwencje ONZ, a nade wszystko art. 3 ust. 2 konwencji wiedeńskiej z 1988 roku , który nakazuje kryminalizację posiadania, nawet na własny użytek środków psychoaktywnych, w tym także przetworów konopi, nie pozwala na to – tak wiec legalizacja konopi czy to w Holandii czy w innym kraju, który ratyfikował wspomnianą konwencję (także Polska) byłaby niedopuszczalnym złamaniem międzynarodowego prawa.


Jak zatem możliwe jest, że w Holandii można kupić na własny użytek marihuanę czy haszysz? Aby to zrozumieć w pełni trzeba wniknąć nieco głębiej w mechanizmy procesowe i praktyczną wykładnię holenderskiego prawa.

W Holandii obowiązuje w procesie karnym tzw. zasada oportunizmu, pozwalająca uelastycznić prawo. W jej wyniku Ministerstwo Sprawiedliwości wydaje faktyczne wytyczne dla prokuratorów, ustalając hierarchicznie najważniejsze do osiągnięcia cele . Samo zażywanie marihuany i jej przetworów jest w myśl tych wytycznych na samym dole tej hierarchii. Dlatego, rzeczywisty zakres ścigania jest bardzo niewielki a dla organów ścigania jest najmniej ważny w świetle całościowej polityki walki z narkomanią. Dodatkowo, narkotyki podzielono.


Nikt rozsądny, a przede wszystkim o odpowiedniej wiedzy nie może upierać się, że wszystkie środki odurzające i substancje psychoaktywne są tak samo niebezpieczne. Nie można bowiem do jednego worka wrzucać marihuany, haszyszu, nikotyny, alkoholu, extasy, amfetaminy, kokainy, LSD, heroiny, morfiny, kodeiny, metadonu i pozostałych leków a nawet łysiczki lancetowatej czy inhalantów identycznie jak nie można tego robić z kradzieżą, gwałtem, morderstwem czy wymuszeniami i prostytucją.

Holenderski wysoki priorytet ścigania obejmuje tylko najcięższe gatunkowo przestępstwa związane z narkotykami – czyli ich masową produkcję, (szczególnie narkotyków twardych) przemyt, handel hurtowy na wielką skalę i uznaje takie czyny jako przestępstwa, które są najbardziej szkodliwe... jednocześnie nie uznając za priorytet polowania Policji na zwykłych konsumentów konopi, którzy są relatywnie nieszkodliwi w porównaniu do zorganizowanych grup czerpiących gigantyczne korzyści z obrotu niedozwolonymi substancjami. Holendrzy zatem, wykorzystując tę wiedzę, podzielili substancje narkotyczne na tzw. miękkie, do których zaliczyli m.in. marihuanę i jej przetwory oraz twarde czyli wszystkie pozostałe z wyłączeniem tytoniu i alkoholu jako legalne całkowicie. Ten wydawałoby się oczywisty podział wynika z przekonania, że choć wszystkie narkotyki niosą ze sobą ryzyko, to w przypadku marihuany i jej pochodnych niebezpieczeństwa te są względnie niewielkie. Jednocześnie trafnie uznano, że alkohol i tytoń, choć generalnie bardziej niebezpieczne dla zdrowia (zgodnie z wynikami badań naukowych) wrosły w kulturę europejska zbyt głęboko by z nimi walczyć. W praktyce oznacza to, że posiadanie nieznacznej ilości marihuany bądź haszyszu w Holandii (do 30 gram) stanowi jedynie wykroczenie, co jest w zasadzie całkowicie niekaralne. Konsumenci konopi jako niegroźni nie pozostają w obszarze zainteresowania organów ścigania, o ile posiadają wspomnianą niewielką ilość narkotyku przeznaczonego na własny użytek. Ten niski priorytet ścigania posiadania, detalicznego handlu konopiami i jej pochodnymi, ewoluując, doprowadził po czasie do zinstytucjonalizowania owej pseudo legalizacji. Lokalne władze, przy tolerancji ze strony Policji i prokuratury, wydają zezwolenia na prowadzenie specjalnych kawiarni (coffeshops), w których dopuszczalna jest detaliczna sprzedaż marihuany i jej pochodnych pod kontrolą. Oczywiście aby taka działalność mogła mieć miejsce, trzeba dodatkowo spełnić szereg wymogów i zastosować się do ograniczeń, dzięki którym bez zakłóceń dla porządku publicznego funkcjonuje ona przynosząc zyski dla budżetu państwa, które można przeznaczać do realizacji o wiele skuteczniejszych metod walki z narkomanią – tzw. polityki redukcji szkód, nie zaś nieskutecznego ścigania drobnych posiadaczy.

Dzięki takiemu podejściu w Holandii, można legalnie wejść w posiadanie konopi w celu rekreacyjnego odurzania się. Decyzja o pozornej legalizacji marihuany, choć nadal wywołuje dyskusje co do słuszności i dla wielu jej przeciwników stanowi niedopuszczalny błąd – to jednak z punktu widzenia jej efektywności okazała się po ponad 30 latach niezwykle trafną, co tylko potwierdza jej słuszność. Państwo zamiast bowiem finansować bezsensowne działania Policji, prokuratur i sądów, pieniądze podatników wykorzystuje znaczenie efektywniej w ramach profilaktyki, leczenia chorych i ich ewentualnej społecznej readaptacji. Oddzielenie narkotyków twardych od miękkich, zaowocowało także zahamowaniem wzrostu liczby użytkowników narkotyków twardych – co potwierdziły badania statystyczne – zaprzeczając wykrzykiwanej przez przeciwników takiej polityki teorii przechodzenia z narkotyków miękkich na twarde (tzw. teorii eskalacji).

Holandia stanowiła do niedawna wyjątek w Europie, gdzie podobnie jak w Ameryce, od lat obserwujemy dynamiczny rozwój narkomanii mimo restrykcyjnej polityki prohibicji i coraz większych nakładów na ściganie konsumentów środków odurzających. Korzyści związane z takiego podejścia do konopi są jednak dużo większe społecznie i ekonomicznie niż można by na pierwszy rzut oka przypuszczać. Narkomania przestała być bowiem tam tabu, co zaowocowało przede wszystkim zaprzestaniem spychania na margines wszystkich uzależnionych, tak jak odbywa się to np. u nas. Dzięki temu podniosła się znacznie świadomość społeczna w zakresie środków odurzających, ich niebezpieczeństw i leczenie... czego całkowicie brak w naszym kraju.

Takie podjecie istotnie ograniczyło również działalność zorganizowanych grup przestępczych czerpiących zyski z działalności narkotykowej hamując tym samym rozwój narkotykowego podziemia. Doprowadziło do w naturalny sposób do zwiększonej kontroli nad światem uzależnionych ułatwiając dotarcie do najbardziej potrzebujących pomocy. Nie trzeba dodawać, że eliminacja działań mafii, pociągnęła za sobą minimalizacje wszystkich dodatkowych przestępstw towarzyszącym aktywności mafijnej. Wbrew przewidywaniom sceptyków, nie zanotowano wzrostu liczby użytkowników narkotyków a konsumpcja środków miękkich, od lat utrzymuje się na podobnym poziomie. Efektem takiego podejścia jest także ograniczenie liczby użytkowników najniebezpieczniejszych opiatów oraz najniższa w Europie śmiertelność heroinistów. Holenderska pozorna wolność narkotykowa stanowi uznanie szeroko rozumianego humanizmu, w którego centrum stoi człowiek co winno być naturalnym podejściem w tzw. demokratycznych państwach szczycących się rzekomą wolnością jednostki.

Poza tym ma ona swój wymiar pragmatyczny i ekonomiczny: Holendrzy, najwcześniej spośród Europejczyków uznali, że takie działanie jest po prostu bardziej opłacalne: Oszacowano, że rynek marihuany wart jest w Holandii ok. 5 mld EUR rocznie. W kraju tym sprzedaż miękkich narkotyków jest opodatkowana a same narkotyki są kontrolowane pod kątem jakości – identycznie jak jest to u nas w wypadku alkoholu. Przynosi to zyski a nie straty. Za eksperymentem Holenderskim podążają kolejne państwa (np. Belgia) zdając sobie sprawę z faktu, że współcześnie na pytanie czy powinniśmy zalegalizować miękkie narkotyki odpowiada się... nie czy... ale kiedy.


Autorem artykułu jest Aleksander Sowa
bibliografia:

- Sara benetowa, Konopie w wierzeniach i zwyczajach ludowych, Trip Art, Warszawa 2003.
- Dominik Gajek, Problem legalizacji konopi, U. Jagielonski, Kraków 2006
- Konwencja Narodów Zjednoczonych z 1988r. o zwalczaniu nielegalnego obrotu środkami odurzającymi i substancjami psychotropowymi.
- Krzysztof Krajewski: Między prohibicją a legalizacją: holenderski eksperyment w polityce wobec
narkomanii, Państwo i Prawo nr 5/1995,

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Agencje pracy - kilka słów prawdy

  Przedstawiam tu kilka nie do końca jasnych sytuacji jakie zwykle spotykają nowych pracowników tymczasowych za granicą. Może nie wygladają poważnie ale uwierzcie takie  są, i sporo kosztują - nerwów i pieniędzy.

  Jak wygląda praca w Holandii przekonaj się sam.Poniżej kilka istotnych informacji.
  Z lewa i prawa zalewa nas lawina ofert pracy za granicą od wielu pośrednictw które proponują pracę lekką miłą i dobrze płatną, gwarantując zakwaterowanie i transport.
 Jednak w konfrontacji z rzeczywistością już nie przedstawia się tak korzystnie jak opisywały to osoby rekrutujące. Kwatery są drogie a standart pozostawia wiele do życzenia. Za łóżko trzeba zapłacić około 250 euro na miesiąc (co potrącane jest z naszej pensji), za łóżko powtarzam, bo pokoje zazwyczaj są dwuosobowe o powierzchni nie wiekszej niż 15m (+/- 500 euro kosztuje wynajem dwupokojowego mieszkania w niemczech lub holandii o powirzchni 50 m). Na kwaterach o niewielkim metrażu mieszka zbyt wiele osob, a zaplecze sanitarne - dla przykladu jedna kabina prysznicowa przypada nawet na 8 osób,  to tylko prysznic, należy wspomniec jeszcze o toalecie, pralce, kuchence, bo w kuchni 8 osób może się i zmieści, lecz każdy ma swoje potrzeby ktore musi załatwic lub zaspokoic, co nie jest łatwe w takiej grupie ludzi o różnych przyzwyczajeniach i nawykach. Często kwatery te znajdują się z dala od cywilizacji, więc pojawia się problem ot choćby zakupów, niby blachostka ale stwarzająca dość poważne utrudnienia.
  W zależności od upodobań czas wolny od pracy można spędzić na wiele sposobów. Najpopularniejsze z nich bo najłatwiejsze to alkohol, narkotyki i sex, w dowolnej kolejności. Choć oficjalnie nikt tego nie potwierdzi, i w zasadzie ciężko jest zapanować nad tym zjawiskiem przy tak dużej roszadzie ludzi z różnych środowisk społecznych, którzy przyjeżdżają pracować lub się zabawić, a może spróbować jednego i drugiego. Jak wiadomo Holandia jest krajem o dużej swobodzie obyczajów, wiec oferuje szeroki wahlaż rozrywek, z których należy korzystac w umiejętny sposób, co nie zawsze się udaje zwłaszcza młodym ludziom chcącym się rozerwać.
  Ale wróćmy do tematu. Wiele osób jest zadowolona że agencja zapewnia transport do i z miejsca pracy, nie zdają sobie jednak sprawy z tego że czasem trzeba sie długo naczekać zanim ktoś po nas przyjedzie, bo dowóz raczej działa sprawnie, gdyż firmy angażujące pracowników z agencji wymagają aby pracownicy pojawiali się w pracy punktualnie.
  Ale to nie wszystko, firma zwraca pieniądze każdemu pracownikowi za dojazdy do pracy (o ile dystans przekracza 10 km), lecz o tym agencje pracy już nie informują, i nie dość że każą sobie płacić za dowóz do pracy (co rownież potrącane jest z naszej pensji), to jeszcze przywłaszczają sobie tzw. zwrot kosztów dojazdu, zarabiąjac w ten sposób podwójnie na każdym pracowniku.
  Kolejna ciekawostka, to ubezpieczenie zdrowotne, które jest obowiązkowe (koszt około 100 euro miesiecznie, potrącane z naszej pensji rzecz jasna). I tu historia sie powtarza, bo mało kto wie że przy minimalnym wynagrodzeniu (a tyle zwykle płaci agencja pracy), zgodnie z holenderskim prawem pracownikowi przysługuje dofinansowanie do tegoż ubezpieczenia z urzędu skarbowego (tzw zorgtoeslag) w kwocie około +/-60 euro na miesiąc. Które rownież sprytna agencja pracy bierze dla siebie.
  I tak to działa w dużym skrócie, i tak właśnie postępują niektóre agencje działające na rynku pracy w holandii. A więc wybierając się do pracy za granicę lepiej nie jechac na tzw "jakoś to będzie", bo można się narazić na niepotrzebne straty i zbyteczny stres.

Autorem artykułu jest orson13
 urokipracyzagranica.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy wyjazd jest konieczny?

Masa Polaków wyemigrowała ostatnimi laty "za chlebem". Czy to naprawdę konieczne? Warto zuważyć, że nie tylko wyższe zarobki są decydującym czynnikiem wpływającym na taka decyzję.

Kryzys gospodarczy dosięgnął w ostatnich latach wiele krajów, co może się przekładać na nasze indywidualne problemy finansowe. Bardzo duża liczba osób straciła pracę, która gwarantowała godziwe życie i była nierzadko jedynym źródłem utrzymania rodziny. Poszukiwania kolejnych miejsc pracy okazywały się bezskuteczne, więc spora część osób w takiej sytuacji zdecydowała się na wyjazd za granicę. W większości przypadków są to wyjazdy w celach zarobkowych, ale warto zastanowić się jakie inne czynniki mogą wpływać na podjęcia pracy poza granicami kraju.

Głównym powodem są przede wszystkim większe zarobki. Polscy specjaliści, są doceniani za granicą z uwagi na ich wysokie kwalifikacje. W krajach Europy Zachodniej pracownik fizyczny ma możliwość znalezienia dobrze płatnej pracy, z uwagi na mniejszą konkurencję wśród rodzimych mieszkańców danych krajów, ponieważ nauczanie „przedmiotów zawodowych” nie jest tak powszechne jak w Polsce. Taki pracownik jest atrakcyjniejszy dla potencjalnego pracodawcy również z racji mniejszych oczekiwać. Wiadomo, w krajach w których standard życia jest wyższy, społeczeństwo ma wyższe oczekiwania.

Na decyzję o podjęciu pracy w innym kraju mogą także mieć wpływ lepsze warunki życia. Często taka decyzja wiąże się ze zmianą stałego miejsca zamieszkania, nie tylko osoby podejmującej pracę, ale również jej najbliższej rodziny. Taki pracownik będzie poszukiwał pracy w kraju gdzie system socjalny i system edukacyjny są na jak najwyższym poziomie. W tym wypadku głównym czynnikiem będzie chęć podniesienia standardu życia.

Obecnie w sieci można odnaleźć masę stron internetowych zajmujących się pośrednictwem pracy z krajami Europy i nie tylko. Praca w Anglii czy Holandii na przykład nie jest już tak nieosiągalna jak dziesięć czy piętnaście lat temu. Takie portale nie tylko oferują pracę, są również w całości  poświęcone życiu w interesującym nas kraju. Można tam znaleźć mnóstwo artykułów i poradników odnośnie mieszkania i studiów, a także wypowiedzi osób które mają osobiste doświadczenia w tej kwestii. Niektóre nawet proponują indywidualne porady i konsultację.

Wyjazd za granicę to bardzo duży krok w naszym życiu. Przed jego postawieniem należy się odpowiednio przygotować, aby możliwości nieprzyjemnych niespodzianek ograniczyć do minimum. Warto więc odwiedzać tego rodzaju portale internetowe, aby zasięgnąć sprawdzonej wiedzy, a po powrocie do kraju lub zdobyciu doświadczenia w mieszkaniu za granicą, podzielić się nią z innymi.


Autorem artykułu jest Marta Marta 
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Polacy masowo wyjeżdżają za granicę.


Nie ma praktycznie tygodnia, aby prasa nie rozpisywała się na temat masowej emigracji Polaków.
Według różnych źródeł od maja 2004 r. z Polski wyjechało od 600 tys. do blisko 1 mln 200 tys. rodaków. Prasa pisze, a rząd przygląda się temu jak kolejne osoby nie widząc dla siebie perspektyw w kraju wyjeżdżają na zachód.

Co w chwili obecnej robi rząd, aby zachęcić Polaków do pozostania w kraju?
Podwyższa płacę minimalną o 37 zł z 899 zł do 936 zł.
Proponuję krótki przegląd zjawiska i jego plusów i minusów dla Polski.
Nie ma praktycznie tygodnia, aby prasa nie rozpisywała się na temat masowej emigracji Polaków.
Według różnych źródeł od maja 2004 r. z Polski wyjechało od 600 tys. do blisko 1 mln 200 tys. rodaków. Prasa pisze, a rząd przygląda się temu jak kolejne osoby nie widząc dla siebie perspektyw w kraju wyjeżdżają na zachód.

Co w chwili obecnej robi rząd, aby zachęcić Polaków do pozostania w kraju?
Podwyższa płacę minimalną o 37 zł z 899 zł do 936 zł.
Proponuję krótki przegląd zjawiska i jego plusów i minusów dla Polski.

Pada mit wyjeżdżających - przegranych życiowo
Z sondaży przeprowadzanych przez ośrodki badań publicznych wyłania się zupełnie inny obraz niż początkowo sądzono. Z Polski wyjeżdżają nie tylko nisko wykwalifikowani robotnicy bez wykształcenia i szans na pracę w kraju. Wrześniowy sondaż SMG/KRC, ISP pokazuje jednoznacznie,
że na emigrację decydują się osoby młode i dobrze wykształcone. Spośród zapytanych osób aż 26% rozważa emigrację, a 33% osób deklarujących wyjazd posiada wykształcenie minimum pomaturalne. Polskę opuszczają osoby świeżo po szkole i te, które mają mniej niż 35 lat, a więc grupa wiekowa najbardziej wartościowa dla przyszłości kraju.

Polacy niechętnie pracują?
Choć powszechnie Polacy uważani są za naród bardzo pracowity, statystyki wydają się temu przeczyć. Mamy najniższy wskaźnik aktywności zawodowej w całej UE. Spośród osób w wieku
15-64 pracuje tylko 53% Polaków.
Przyczyn tak niskiego wskaźnika upatrywać można kilka:
- bezrobocie sięga 16,5%,
- szybko przechodzimy na emeryturę,
- mamy tzw. “szarą strefę” oraz ukryte bezrobocie zwłaszcza na terenach wiejskich.

Zagrożenie rośnie z każdym miesiącem
Kłopoty dla polskiej gospodarki związane z masową emigracją będą narastać. Najbardziej ucierpi na tym budżet i system emerytalny. Polacy zamiast pracować i płacić podatki w Polsce zasilają budżety obcych krajów. Społeczeństwo się starzeje, a ubytek setek tysięcy pracowników przybliża nas do poważnych problemów z ciągłością wypłat świadczeń emerytalnych.

Opozycja rządowa proponuje różnego rodzaju rozwiązania w celu zatrzymania emigracji. Lepiej późno niż wcale. Zachęty mają dotyczyć ulg dla pracodawców zatrudniających osoby podejmujące pierwszą pracę oraz dla rozpoczynających działalność gospodarczą. W pierwszym przypadku polegałoby to na zwolnieniu z obowiązku płacenia składki rentowej. Takie rozwiązanie zmniejszałoby znacznie koszty zatrudnienia i zachęcało do zatrudniania młodych osób. Dla rozpoczynających działalność gospodarczą PO proponuje się zwolnienie z podatku dochodowego oraz z płacenia składki rentowej przez okres 3 lat. Ponadto nowi przedsiębiorcy mogliby liczyć na nisko oprocentowane kredyty. Wszystkie te pomysły są słuszne.
Zastanawiam się jedynie, kto je sfinansuje? Wszak każda ulga, obniżka oprocentowania lub zwolnienie z obowiązku płacenia składek powoduje wyrwę w i tak już mocno napiętym budżecie.
Koszty przedstawionych propozycji to kolejne kilka miliardów. Wątpliwe, aby obecny rząd znalazł na to środki. Wycofywanie się z kolejnych zapowiedzi przedwyborczych świadczy jednoznacznie o brakach w kasie państwa. Poza tym nauczyciele, lekarze, rolnicy, emeryci domagają się podwyżek płac, dopłat do paliwa rolniczego oraz waloryzacji rent i emerytur.

Obawiam się, że w takiej sytuacji skończy się również na obietnicach.
Nikt nie zaryzykuje zwiększania dochodów budżetowych poprzez podwyżki podatków czy akcyzy.
A tylko wtedy można by liczyć na jakieś ekstra pieniądze dla niedoszłych emigrantów.

Liczą się fakty, a nie obietnice
Dla setek tysięcy osób rozważających wyjazd istotne są warunki pracy i płacy w Polsce w chwili obecnej. Wiele firm skarży się na brak pracowników. Narzekają zwłaszcza firmy budowlane, których pracownicy masowo wyjeżdżają do Anglii i Irlandii pracując często za 3-4 razy większe pieniądze.
Choć koszty utrzymania są tam znacznie wyższe, zarobki przemawiają do wyobraźni.
Na niewiele zdają się nawet podwyżki, które wiele firm oferuje zatrudnionym, byleby tylko zatrzymać ich w kraju.

Jakie są plusy masowej emigracji?
Minusów emigracji jest wiele, ale są również plusy:

- część pieniędzy zarabianych na emigracji trafia do rodzin w Polsce. To pobudza popyt wewnętrzny.
- Polacy uczą się języka oraz zdobywają doświadczenie,
- dla wielu osób jest to okazja na podjęcie pracy, której nie mogli znaleźć w kraju,
- część rodaków z pewnością będzie wracać i zakładać własne firmy korzystając z oszczędności oraz nabytych umiejętności,

Jednak od działań rządu zależeć będzie to, jak wiele osób zdecyduje się na powrót. Brak zachęt do prowadzenia działalności oraz nadal wysokie bezrobocie są poważną przeszkodą.
Zarobione na emigracji pieniądze wcześniej czy później się skończą, a żyć trzeba. Trudno po pobycie w Irlandii czy Anglii wracać do Polski po to, aby dostać pracę za 1200 zł w rodzinnym miasteczku.
To krok wstecz, a przecież nie to chodzi?

Jeśli nie uda się zatrzymać emigracji, a raczej się nie uda, trzeba zrobić wszystko co się da, aby zachęcić Polaków do powrotu.
Przykładem jak warto postępować może być kraj, do którego tak masowo wyjeżdżają rodacy, czyli Irlandia. Jeszcze 20-30 lat temu Irlandczycy wyjeżdżali z kraju w poszukiwaniu lepszego jutra. Po gruntownych reformach gospodarczych, obniżce podatków i zachętach gospodarczych dla inwestorów zagranicznych PKB Irlandii rósł w tempie 8% rocznie, przyczyniając się do olbrzymiego skoku w rozwoju i stopniu zamożności społeczeństwa. Po latach Irlandczycy wracają w swoje strony a kraj, który kiedyś odstraszał brakiem perspektyw, dziś dla wielu stał się niemal miejscem idealnym.
Takiego obrotu sprawy życzyłbym sobie w przypadku Polski.


http://www.FinanseOsobiste.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl